Zapraszamy na wywiad z naszą ambasadorką – Mariolą Dyl. Mariola od 10 lat uczy w szkole, obecnie jako nauczyciel biologii. Na Facebooku i Instagramie „Biologia -Lubię to” możecie podziwiać jej inspirujące notatki wizualne. Mariola opowie o sposobach na kreatywne lekcje i pracy nauczyciela.
Jak to się stało, że zostałaś nauczycielką?
Czy jak powiem, że marzyłam o tym od dziecka, uwierzysz? Brzmi przecież tak nudno, ale już jako mała dziewczynka miałam swój dziennik i całą klasę miśków i lalek. Ciągle sprawdzałam obecność i wpisywałam uwagi mojej siostrze. Chyba reszta uczniów była grzeczniejsza. To oczywiście dziecięce zabawy, ale kiedy na maturze musiałam wybrać przedmiot dodatkowy, wiedziałam, że będzie to biologia. Jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że spotkanie na mojej drodze edukacyjnej dwóch cudownych nauczycielek właśnie tego przedmiotu, sprawiło, że pokochałam biologię. Pozdrawiam Panią Basię i Panią Elę! A potem studia, które na początku wydawały mi się jedynym, dobrym pomysłem (skoro tak lubiłam biologię). Miałam chyba szczęście do cudownych wykładowców, z pasją i zapałem. To wtedy pierwszy raz poczułam, że idę we właściwym kierunku.
Co daje ci radość w pracy nauczyciela?
Jest wiele czynników, które dają radość i satysfakcję z pracy. Bycie nauczycielem to nie tylko nauczanie, ale przede wszystkim bycie tuż obok ucznia, w każdej chwili jego szkolnego życia. Najbardziej wzruszają mnie momenty kiedy czuję, że uczeń się przede mną otwiera, kiedy pozwala mi poznać siebie, szczególnie taki uczeń, z którym z różnych powodów jest utrudniony kontakt. Uwielbiam ten moment, kiedy zostaje po lekcji i po prostu zagaduje. Czuję, że mi ufa. Lubię też gdy dzieciaki mówią, że moje lekcje są jakieś krótsze. Wiem, że nie przynudzałam.
Cieszę się gdy uczniowie spontanicznie reagują, kiedy się dużo śmiejemy, wdajemy w tzw. dyskusje nie na temat nawet kosztem lekcji. To wprowadza pozytywną atmosferę, zacieśnia relacje.
Ostatnio na lekcji zdalnej zapytałam moich siódmoklasistów czy zrozumieli temat, czy może coś powinnam dopowiedzieć, inaczej wytłumaczyć, by te trudne lekcje online były dla nich łatwiejsze i przystępniejsze. Wówczas usłyszałam odpowiedź, że moje lekcje są chyba najciekawszymi lekcjami w tym roku i cyt: „Pani to się jeszcze chce”.
I to jest prawdziwa radość z tej pracy. Szczerość dzieciaków i moje wewnętrzne poczucie, że dałam z siebie 200%, chociaż zdalne nauczanie jest bardzo trudne.
Twoi uczniowie, to szczęściarze! Co byś zmieniła w polskiej szkole?
Ojej, uwielbiam to pytanie, od razu odzywa się we mnie marzycielka.
Po pierwsze w mojej szkole marzeń nie ma ocen, żadnych ocen. Uczniowie wiedzą, że nauczyciel chce im przekazać wiedzę, a nie oceniać. Nikt nie rywalizuje o świadectwo z paskiem, bo i po co? Każdy zna swoją wartość, bo szkoła pozwala mu rozwijać się w wybranych dziedzinach, a nie ogranicza wymaganiami z podstawy programowej, z resztą chwilami przeładowanej po same brzegi.
Gdybym miała wpływ na funkcjonowanie szkoły, ograniczyłaby też, papierologię, to już tak z punktu widzenia nauczyciela. Czasami więcej energii poświęcamy dokumentom niż uczniom, czy to nie jest smutne?
Chciałbym też, aby było więcej spotkań z psychologiem, pedagogiem, nie zawsze nauczyciel jest w stanie pomóc uczniowi, a jeden psycholog czy pedagog na kilkuset uczniów to zdecydowanie kropla w morzu potrzeb.
Kiedyś powiedziałabym pewnie o zwiększeniu dostępu do technologii i jej – co oczywiste, optymalnemu wykorzystaniu, dziś mam ochotę zabrać dzieciaki do parku w poszukiwaniu przebiśniegów. Chyba wiesz, co mam na myśli?
Życzyłabym sobie większej odwagi i otwartości na nowe, zarówno wśród rodziców jak i nauczycieli, oczywiście są to mądrzy i wyedukowani ludzie, jednak mam chwilami poczucie, że obie strony pozostają w sztywnych ramach minionej epoki i boją się pozwolić dzieciakom na popełnianie błędów, czy też na bycie indywidualistami. Zaraz jednak usprawiedliwiam ich w swojej głowie, mówiąc, że to wina systemu, który niby podąża za uczniem, ewaluuje, ale jakoś tak nie może iść z nim ramię w ramię.
Na szczęście znam wielu entuzjastów edukacji, którzy dodają mi skrzydeł w chwilach przytłoczenia systemem.
Jakie są Twoje sposoby na ciekawe lekcje?
Nie mam recepty na ciekawą lekcję. Zawsze starym się być przygotowana merytorycznie, a sposób je przeprowadzenia zależy od zespołu klasowego.
W jednej grupie sprawdzi się wycieczka do parku z lupami, kompasem i zeszytem na notatki. W innej furorę robi praca z mikroskopem, albo rysowanie sketchnotek. Kiedyś myślałam, że zaplanuję lekcję i będzie idealnie. Dzisiaj wiem, że musi ona toczyć się swoim rytmem. Rytmem, który nadają jej uczniowie. Znam na tyle moje dzieciaki, że wiem jak ich zaciekawić, a przede wszystkim przekazać wiedzę. Wystarczy wsłuchać się w swoich uczniów i w ich potrzeby, a będzie ciekawie, oj niekiedy nawet bardzo ciekawie.
Tworzysz piękne sketchnotki, jak to się przekłada na zrozumienie treści przez uczniów?
Moich sketchnotek nie traktuje jako wyznaczników rozumienia treści. Raczej jako ich uzupełnienie i utrwalenie. Zdaję sobie bowiem sprawę z tego, że nie każde dziecko jest wzrokowcem. Nie do każdego ten przekaz trafia.
Dlatego zawsze opowiadam dany temat, jak to mówią moi uczniowie „po mojemu” i wtedy daje wybór.
Dziecko może wykorzystać taką wklejkę jako notatkę z lekcji, może wybrać opcję do uzupełnienia, lub zrobić swoją własną notatkę, czy to tradycyjną, czy wizualną. Nieważny jest sposób notowania, ale to, czy uczeń zrozumiał treści.
Zawsze powtarzam moim uczniom, że muszą rozumieć, a potem wystarczy już tylko utrwalić. Czytanie regułek, czy to ze sketchnotki, czy z podręcznika jest absolutnie nieefektywne, jeśli nie zrozumiałeś tematu.
Dlatego moje sketchnotki wcale nie są na każdej lekcji, przecież to mogłoby stać się nudne.
Jednak moi uczniowie wiedzą, że jeśli tylko poproszą, zawsze mam w szufladzie biurka kserówkę, czy też znajdą potrzebny materiał na moim Fanpaegu na Facebooku, czy na Instagramie.
Twoje motto w pracy nauczyciela?
Mam dwa motta, które często sobie i uczniom powtarzam. Zawsze w chwilach zawodowego zwątpienia, czy w sytuacjach kiedy nie wiem jaką decyzję podjąć przyświeca mi myśl, gdzieś, kiedyś zasłyszana, do dziś nie wiem, kto jest jej autorem:
„Bądź takim nauczycielem, jakiego chciałbyś dla swojego dziecka”.
Natomiast moim uczniom często powtarzam słowa:
„Ptak siedzący na gałęzi nie boi się, że spadnie, nie dlatego że ufa gałęzi, ale dlatego, że wierzy we własne skrzydła. Zawsze miej wiarę w siebie!”
Bardzo Ci dziękuję za rozmowę, chciałabym takiej nauczycielki dla swoich dzieci jaką Ty jesteś!
Dziękuję 🙂